lipcowy list o pięknie, mimo wszystko.
cześć, piękny Człowieku, jak się masz w lipcu? Czy jesteś w dobrym dla siebie miejscu?
„Rozglądasz się za czymś? „- pyta głos zza kamery mężczyznę o pogodnym wyrazie twarzy i z rękami w kieszeniach kurtki. - „Zawsze”, odpowiada. - „Za czym?” „Za pięknem”, mówi on i się uśmiecha. „Skąd wiesz, co jest piękne?” „Wiem, czuję to. … Piękno wypełniło moją duszę”. Oglądam to krótkie wideo wiele razy, wzrusza mnie i porusza mocno, żywo, do łez.
„Wszędzie smutek”, pisał John Gilbert w swoim wierszu „A Brief For The Defense”.
Kiedy otwierają się przede mną poranne nagłówki gazet i kolejne okna i paski pilnych informacji, świat wydaje się przerażającym miejscem. I takim jest. Jeśli zamknę gazetę i wyłączę telewizor, nic się nie zmieni. Tylko dlatego, że udam, że nie wiem, nie znaczy, że wszystko to, co mnie dotyka, wobec czego nie potrafię być obojętna, zniknie. Że nie będzie istnieć.
Tak samo, jak mój własny smutek i dziura po człowieku, którego ciągle i boleśnie mi brakuje, latem tak mocno, kiedy patrzę przez chwilę na wielki błękit, a człowiek, którego już nie ma, kochał wodę i żagle.
Co pozostaje wobec absurdu i kontrastów ludzkiego świata, w którym słupki wzrostu i my sami pniemy się do góry za wszelką cenę i za wszelką cenę nie chcemy wiedzieć, że jedynym constans jest jego brak i że nie da się od tego uciec?
Wobec tego, musimy zaryzykować zachwyt, napisał poeta. We must risk delight. Musimy być uparci i zaakceptować, że w tym okrutnym świecie zdarza się piękno i nas porusza.
Kiedy letnie świty i poranki są tak zdumiewająco piękne, że brakuje tchu, a biegnący pies w kolorze czekolady płoszy koniki polne na łące, zupełnie nic o tym nie wiedząc, które potem skaczą na wszystkie strony.
Mewa w nadmorskim mieście moczy w wodzie kawałek znalezionego chleba, zanim porwie go dziobem na kawałki. Maleńkie dziecko na rękach swojego dziadka odwzajemnia mój uśmiech i zabieram ich oboje ze sobą na fotografii.
We must admit there will be music despite everything, przekonuje mnie John Gilbert.
I bardzo wcześnie rano, kiedy dzieci jeszcze śpią i jest tak ciepło, że kawa nie chce wystygnąć, podlewam miętę, która odwzajemnia się troską i nagle powietrze staje się chłodniejsze od jej zapachu. I w lipcu, bardzo wcześnie rano, nagle mam wszystko i wszystko jest możliwe. I życie jak takie, teraz, tutaj, w tej chwili jest po prostu nieskończenie piękne.
„Za co chciałbyś być zapamiętany?” - pyta dziennikarz mężczyznę o pogodnym wyrazie twarzy i z rękami w kieszeniach kurtki. „Za moją życzliwość. I współczucie. Człowieczeństwo. Radość, którą przyniosłem innym”.
„I” - uśmiecha się szeroko - „za moje piękno”.
pięknego lipca, lata, życia i zdumienia własnym, żywym pięknem,
xoxo,
a.
ps. słucham od kilku dni i nie mogę przestać: Rubii, Night drive oraz Jesper Ryom, Beaches.
ps.1 czytam z zainteresowaniem: Barry Magid, Koniec pogoni za szczęściem. Bardzo ciekawe, o życiu i duchowości i gdzie błądzimy szukając tej ostatniej.
I jeszcze wiersze Małgorzaty Lebdy, Mer de Glace. Piękne.
I Joannę Macy, Świat we mnie, ja w świecie. W stronę planetarnego przebudzenia. Pomaga nie utknąć w smutku wobec stanu planety.