cześć,
dawno nie pisałam do Ciebie listu. Zajęło mnie życie i świat i pisanie kolejnej książki, które było trudniejsze, niż mi się wydawało, ale o tym może innym razem… Long story short - książka jest w drukarni i powinna być na półkach jeszcze w sierpniu. Póki co odkrywam nowe miejsce do pisania - Substack i stąd właśnie dzisiaj piszę i ślę do Ciebie ten list.
O sierpniu i o tym, dlaczego im dalej w życie, tym więcej rzeczy wzrusza mnie do łez. Może akurat okaże się, że to też o Tobie.
Wcześnie rano widzę przez okno, jak drobna, starsza kobieta podlewa róże i nie mogę przestać płakać patrząc na ten obraz. I nie wiem, czy to przez te róże, choć przecież wolę łąki, bardziej niż wypielęgnowane ogrody, czy to przez nią, tą, która z taką czułością podlewa te kwiaty? Czy może przez pełnię księżyca w w Wodniku?
A może to przeze mnie, z mojego powodu i może chodzi po prostu o moje życie? A może wszystko naraz. Róże, kobieta i moje mokre oczy, te same mikrosekundy istnienia wobec księżyca w pełni nad nami?
A potem, w drodze do pracy, nagle ten pies, mały, szorstkowłosy jamnik, rozczochrany, chcący z całej siły nadążyć za swoim opiekunem. I znowu to samo, trę oczy, nagle mokre tak, że przez chwilę nic nie widzę.
Przecież jestem poważna i rozsądna już od tak dawna. I mocna, jak mówi starszy B., mami, ty jesteś najmocniejsza na świecie, nie znam nikogo takiego jak ty, powtarza, o głowę już prawie wyższy ode mnie. Więc jestem mocna, czuję tę jego wiarę i własne zobowiązanie wobec tej wiary i niego i młodszej B., bo mają tylko mnie. Tak bardzo to czuję, że czasem chciałabym komuś oddać choć na chwilę choć odrobinę tego, co mam w środku, tyle to waży.
A jednak, zanim jeszcze wrócę do domu i przytulę ich oboje, zdążę potrzeć po raz kolejny oczy, mijając przedszkole, z którego odbierałam ich codziennie dawno temu, wydaje mi się, że w innym życiu.
Siedzę bez ruchu na kanapie w ciszy pierwszego piątku sierpnia. Nie ma słońca, ani wiatru, powietrze i światło są miękkie i przyjazne mojemu zdziwieniu. Dlaczego tyle mnie porusza, te drobne rzeczy, ktoś, kogo nie znam, czyjeś róże i pies, miejsce, rzeczy, coraz częściej i mocniej?
Jak nagłe wspomnienie czegoś dobrego, dawno przeżytego, ten pomost nad rzeką, tydzień temu, na którym tak dawno nie siedziałam. A kiedyś byliśmy tam wszyscy, zawsze latem.
I mały chłopiec, którego mijam na ulicy, machający do mnie nagle ze swojej spacerówki.
I czekoladowy labrador wtulony we mnie i zauważone nagle jej pierwsze siwe plamki sierści pod brodą i na tylnych łapach.
Im więcej wydaje mi się oczywiste, im bardziej już wiem, że nie wszystko sprzyja i nie wszystko się spełni, mimo brawury planów i marzeń, tym częściej się zatrzymuję.
Im więcej świadomości kruchości ludzi i doświadczenia ich brakiem, im więcej prześwitów w życiu, tym bardziej poruszają mnie przebłyski radości, życia i dobra w nim.
Tym bardziej zajmują mnie, tak mocno i do łez, ponieważ już wiem, że będą trwały tylko chwilę, że one też zaraz znikną, mnie, innym. Tak dobrze to znam.
Codzienność istnienia, tak zupełnie inna niż ta, z dawnych wielkich oczekiwań i głośnego optymizmu. Tak daleka od tego, co sobie kiedyś wyobrażałam i dzisiaj tak nieoczywista.
Tęskniąc za dawnym życiem, pełnym kompletnej niewiary w końce świata, wycieram co chwilę oczy, między jednym, a drugim przebłyskiem radości i zachwytu.
To jest dobre i takie karmiące. Mimo wszystko…
pozdrawiam Cię najserdeczniej,
a.
ps. Czytam “Życie i śmierć. Wielka księga pytań” autorstwa Juanów Arsuagi i Millasa. Wspaniała książka. Na ponad 400 stronach pisarz rozmawia z paleontologiem o historii życia. Coś cudownego, literacko, filozoficznie i naukowo.
ps. 1. odkryłam też prozę Elif Shafak, jeśli szukasz czegoś do czytania na wakacje, bardzo Ci polecam.